Blask, księżyca rozświetla moje puste oczodoły
Gwiazdy prowadzą mnie drogą, usłaną różami...
Niestety zawsze stąpam po kolcach
I wciąż dławię się płatkami
Wzgórza zamknęły oczy
Dość już twarzy martwego
Swą, własną krwią
Pętla na sercu zdławionym
Rozdarta wieczność
Czas uderzyć w żałobne dzwony
Lodowaty błękit zbrukany krwistą czerwienią
Pustka niczym w mojej duszy...
Uśmiecham się
Mimo,iż krwawe łzy spływają po policzkach
Histeryczny chichot...
Nie mogę już tego znieść..
Potrzebuję odrobiny przestrzeni by odetchnąć...
Znajdę błogość w ignorancji..
Zupełnie jak przedtem...
sobota, 27 czerwca 2015
Vois
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz